|
Poszłam w to miejsce, w którym umówiłam się z kumplem, lecz go jeszcze nie było. Rozsiadłam się wygodnie i czekałam. 10 minut, nie ma go, 30 minut, nie ma go, 50 minut, nie ma go, telefonu nie odbiera. Wkurzona, poszłam do niego do domu, lecz tam nikogo nie było. Zadzwoniłam do jego siostry, która powiedziała mi, że mam przyjechać do szpitala. Szybko się tam znalazłam. 'Pobił się z jakimś typem. Tamten tak mu przywalił w głowię, że..' Nie wierzyłam. Nie chciałam wierzyć. Łzy poleciały mi po policzkach. Po paru godzinach czekania, weszłam do niego, on leżał nieprzytomny. Złapałam go za rękę. ' Coś Ty zrobił? Czemu?!' Zaniosłam się szlochem, widząc zabandażowaną głowę. Prowadziłam długi monolog, niby miał to słyszeć. Chciałam, żeby się obudził i nie zostawił mnie samej. Nachyliłam się nad nim i przytuliłam go delikatnie, tak, by nie naruszyć niczego. Coś przestało pikać, on zmarł w moich ramionach. Zaczęłam krzyczeć i ruszać nim, lecz nie pomogło. Ktoś mnie odciągnął od niego na zawsze..
|