Właśnie dzisiaj, kiedy Go widziałam jak szedł korytarzem. Nie wiem, czy on widział mnie, czy nie. Sprawiał wrażenie, jakby mnie nie zauważył, aczkolwiek mogła to być jakaś doskonała gra aktorska. Nie wiem, nie chcę w to wnikać. Ale kiedy Go zobaczyłam dotarło do mnie, że nic z tego nie będzie. On się uśmiechał. Podobał mi się ten uśmiech. Ten obraz zostanie w mojej pamięci chyba na zawsze. Ten jego uśmiech. Oddałabym swoje życie za to, aby to mnie nim jeszcze raz obdarzył. Sprzedałabym za to swoją duszę diabłu, ale to musiałby być taki szczery uśmiech, jak podczas tamtego niedzielnego spotkania. Mogę o tym pomarzyć, ale to tak, jakby ryba pływająca przez całe życie po dnie najgłębszego oceanu, jego najgłębszej części zapragnęła nagle wypłynąć na powierzchnię, a potem dostać skrzydeł i polecieć wprost do słońca. Właśnie takie jest prawdopodobieństwo, że moje marzenie się kiedykolwiek spełni. A więc nie ma na to nadziei. Ja jej nie posiadam. Ona odeszła. Bezpowrotnie. Tak samo, jak nasza znajomość.
|