Siedziała w pokoju z słuchawkami w uszach. Czas dłużył jej się niesamowicie, każda minuta była niczym godzina. To czekanie było nie do zniesienia. W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Jak na zabicie biegła do przedpokoju, ale gdy usłyszała odgłos przekręcanego klucza w zamku, stwierdziła, że to ktoś z jej bliskich. Wróciła do pokoju i położyła się na łóżku. -Miał być godzinę temu, czemu go jeszcze nie ma? Przecież obiecał. Wystawił mnie po raz kolejny. - pomyślała. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Usnęła. Koło 23 zjawił się on. Cały przemoknięty, przytulił się do niej. -Przepraszam. - zaczął szeptać. - przepraszam, tak strasznie przepraszam, że nie przyszedłem na czas. Trening się przedłużył, komórka mi padła, nie miałem jak zadzwonić. Skarbie, przepraszam... - mówiąc to obsypywał ją czułymi pocałunkami. Ona słuchała go, ale nie wierzyła w ani jedno jego słowo. Mimo to nie potrafiła go odepchnąć. Chciała tylko by był obok, nawet jeśli była jedną z wielu. Nie chciała go znowu stracić.
|