W pewnym mieście na ulicy, gdzie nic nigdy się nie zdarza, urodziłam się bez krzyku i w dodatku bez lekarza.. W dzieciństwie od niechcenia, pogrążona w samotności, hodowałam urojenia o pokoju i wolności.. W szkole kiedy kumple zażywali narkotyki, ja wierzyłam w sprawiedliwość i uczciwość polityki.. Byłam dobrym katolikiem i w heteroseksualnym związku żyłam. Jak gdyby nigdy nic, wyszłam z domu nocą w maju, było ciepło rozebrałam się do naga i widziałam czerwone gwiazdy jak spadają i widziałam spalone miasta i widziałam tłumy ludzi.. Ruszyłam ręką - umierali, potem drugą - rozstąpiły się niebiosa, biała droga, brukowana wprost do Boga.. Mogłam mówić z nim o wszystkim o czym chciałam.. Moje oczy pełne łez, a w sercu władza, ponad światem unosiłam się spełniona, ponad światem rozpostarłam moje dłonie i już byłam niemal bliska zrozumienia, zrozumienia tajemnicy wszechstworzenia.. Schizofrenia. // coma.
|