pamiętam, kiedy po spotkaniach z nim, łamiąc obietnicę, że wrócę prościutko do domu, chodziłam nad rzekę. wpatrując się zawzięcie w taflę wody odbijającą blask księżyca najzwyczajniej śmiałam się. kąciki ust unosiły się już odruchowo, a ja w pełni podświadomie dziękowałam losowi za to, że go mam.
|