bywało , iż zdarzał się dzień , ponury , szary (albo słoneczny) , kiedy dopadała ją tęsknota tak żrąca , że czuła się pusta , już wcale nie kobieta , ale suche drzewo , w którym świszcze zimny listopadowy wicher . tak właśnie czuła się teraz , jakby się na niego wydzierała , jakby wydzierała go do domu , aż ją głowa rozbolała od myśli o tych wszystkich przyszłych latach i zaczęła się zastanawiać , na co komu miłość , skoro do tego prowadzi , skoro można się tak czuć choćby przez dziesięć sekund .
|