|
Nie wstałam do szkoły. Pieprzę już to ciągłe wysłuchiwanie uwag bez żadnych głębszych argumentów. Leżałam w łóżku do 11. Ubrałam się i bez zastanowienia włączyłam komputer. Ścięgna pękały mi od wczorajszego treningu, więc pewne kłopoty miałam z zajęciem miejsca na krześle. Gdy już usiadłam zabrałam się za nagrywanie płyty na najbliższą dyskotekę. Szczerze, miałam ochotę w ogóle rzucić szkołę. Czułam, że czuję coraz mniej. Nie obchodziło mnie, czy mam tam przyjaciół, czy nie. Liczyło się tylko tu i teraz. Zerwałam znajomość z pewnym panem. Dobitnie pogorszyło mi to nastrój. I tak, jak zaskoczyłby mnie Jezus przed moim obliczem, tak równo o 16 zaskoczyło mnie kilka osób, które, jak nigdy, zaczęły pytać, czy nic mi się nie stało, a jedną osobiście przywitałam w moich drzwiach.
|