Odwiedził mnie, dzień jak co dzień. Zamknął za sobą drzwi i wszedł do środka. Przytulił mnie i oznajmił, że przyszedł się pożegnać, "Kochanie, wyjeżdżasz gdzieś?". Spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami ledwo powstrzymując łzy. "Tak skarbie, wyjeżdżam - na zawsze." Spojrzałam na niego przestraszona, stałam w bezruchu oczekując, gdy powie, że to żart, jednak on szybko wyszedł zostawiając mnie pośrodku korytarza z nieopisanym mętlikiem w głowie. Tydzień później stałam i wpatrywałam się, jak zakopują jego trumnę. Zapomniał dodać, że wyjeżdża w podróż do nieba.
|