Kocham te wieczory z Małą. Wpadamy do kuchni, otwieramy lodówkę: to co jemy? kanapki? jajecznica? bleee.. kogel mogel?! Za moment w ruch idzie mikser, a gdy harmider cichnie opadamy na kanapę w salonie, viva leci na maxa, śpiewamy z łyżeczkami służącymi za mikrofony, a po chwili cała sofa jest w lepiących się, żółtych plamach. Kończy się piosenka: o kurde! to nie ja! Równocześnie wybuchamy śmiechem, po czym wchodzi tata, wymawiając standardowe: o Boże.. i ponownie ściany trzęsą się od histerycznego chichotu, po czym uspokajają, bo właśnie leci 'Ewakuacja' Ewy Farny i nasz fałsz rozlega się po całym domu.
|