Godzina dziewiąta, ktoś dzwoni do drzwi. Dziwiąc się samej sobie, otworzyłam je, będąc mega zaspaną. Zobaczyłam wielkie coś. 'To jest paczka dla Ciebie.' Przetarłam oczy i wytężyłam wzrok. 'Miś?!' Zapytałam zdziwiona. 'No tak.' Zaśmiałam się. 'Ale walentynek jeszcze nie ma.' Tym razem koleś się zaśmiał. 'Ja nic nie poradzę. Miałem dostarczyć, to dostarczyłem.' Przyjrzałam się misiowi. 'To od kogo to jest?' Koleś wzruszył ramionami i odszedł. Wzięłam tego wielkiego misia i zaniosłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i oglądałam go. Z metr pięćdziesiąt miał, włochaty, biały, z wielką, różową kokardą, pomiędzy którą był liścik. 'Przepraszam, nie powinienem się zachowywać tak, jak ostatnimi czasy. Zależy mi na Tobie i nie powinnaś mieć żadnych wątpliwości co do tego. Kocham Cię, chociaż rzadko Ci to mówię. Bez Ciebie się duszę, nie mogę Cię stracić. Wybacz mi.' Już nie miałam wątpliwości od kogo to. Automatycznie zakochałam się w Suprajsie, wybaczając przy tym wszystko, co złe.
|