Sztuczne rzęsy spod których spływają zmęczone resztki poprzedniego dnia. Podarte pończochy, nieskazitelnie biała bluzka dotknięta czerwienią szminki. Ten ból. Ten przeraźliwy ból w podbrzuszu. Przy prawej dłoni przyczepione kajdanki z różowym puchem. Wstaje. Patrzy w lustro. Peruka spadła na ziemie. Blond warkocz wytrzepał kurz ze starego dywanu w pod taniałym motelu. Odkręca kran. Zmywa z twarzy te niechciane pocałunki. Te które dają mu przeżyć. Chleb powszedni, ale coraz bardziej twardy. Tak jak coraz bardziej wymagający są klienci. Wymagają wyrafinowanej zabawy. Wyszedł na obolałych nogach pełnych siniaków z łazienki ociekającej wczorajszymi krzykami. Różowe neony dziwnie śmieją się z niego. Szydzą z bezradności. Rozbiera się by przemóc uprzedzenia. Różowe paznokcie dotykają każdego kawałka jego ciała.
Jedna biała tabletka. Druga i trzecia. Za nią czwarta i piąta.
Dźwięk karetki pogotowia.
Kostnica.
Samotny pogrzeb.
|