miałam kiepski dzień. potrzebowałam wypłakać się za wszystkie czasy. razem z moją ekipą wyszłam na dwór. było zimno, mokro, zimno, mokro i jeszcze raz zimno. złapałam totalnego doła i zaczęłam zamulać. powiedziałam wszystkim że idę do domu bo mama do mnie dzwoniła. ruszyłam. On szedł za mną. zapytał mnie co się stało. nie odpowiedziałam nic. po moich policzkach zaczęły spływać niewidzialne, słone łzy. Padał deszcz. Przytulił mnie. - słuchaj... bo ja.... - hmm? powiesz mi w końcu co Ci się stało? -bo wiesz... ta choroba chyba jest nieuleczalna... - coo?! o jakiej chorobie ty mówisz?! - Zakochałam się. On z cwaniackim uśmiechem podniósł mnie na ręce i wycałował zapłakane policzki. - Ja chyba też. Dodał wciąż uśmiechając się. Tamten wieczór spędziliśmy razem. tylko ja i mój przyjaciel.
|