Dowiedziała się, że zostało jej kilka lat życia - załamała się. On - mimo to, kochał ją, i dbał o nią. Prawie nie wychodził, nie chciał zostawiać jej samej, cały czas bał się, że zrobi coś niepoczytalnego. Z niepokojem śledził wszystkie wyjścia na balkon, wyobrażał sobie lot ku ziemi, ciężkie uderzenie o asfalt, czyjś przeraźliwy krzyk. Umyślnie popsuł zamek w łazience, by nie dręczyć się wizjami wody czerwonej od krwi, martwej twarzy omywanej puszystą pianą i przewieszonej przez krawędź bezwładnej ręki, z której palców skapują pojedyncze krople. Zrobił surową selekcję leków w apteczce, usunął wszystko, co mogło spowodować charczenie wśród nocy i śmierć przed pojawieniem się lekarza, któremu pozostanie odsunąć powiekę i stwierdzić: za późno. Usunąwszy środki nasenne przed nią, podkarmiał się nimi sam, inaczej nie zmrużyłby oka; tak bardzo się o nią martwił.
|