Powracają dni, w których wolałabym nie istnieć. Szare, smętne,
bure, monotonne. Mogłabym tak wyliczać bez końca. Chciałabym się
po prostu rozpłynąć, zniknąć i by słuch o mnie zaginął. By zatarł się
ślad po moim marnym istnieniu, po mojej bezsensownej egzystencji
na tym coraz bardziej pochrzanionym świecie. Mam takie dziwne
ambiwalentne uczucia. Czuję się rozdarta między szczęściem,
a smutkiem, radością, a rozpaczą. Ostatnio cieszyłam się, że jestem
coś warta. Że mam jakiś cel w życiu. Że znaczę dla kogoś więcej
niż mi się wydaję. Ale jak to bywa w moim pięknym świecie musiał
nastąpić tragiczny koniec tego łażenia sobie z głową w chmurach
i myśleniu o niebieskich migdałach.
|