Mam problem z zdefiniowaniem siebie. Co kiedyś było proste i logiczne teraz urasta do nieprzeniknionej bariery. Muru, którego nie przeskoczę. Zabijam w sobie wrażliwość. Wszystko w sobie zabijam. Wysysam z siebie wnętrze. Albo owijam się w kokon z pajęczyny i jak pająki ofierze wstrzykuję siebie jad, który trawi mnie od środka bym potem mogła wypić się sama, zostawiając w sobie pustkę. Rozpuszczona z delikatności, wypłukana z wrażliwości staję się bestią. Gryzę, drapię, warczę, zabijam
|