Wobec miłości jesteśmy jak dziecko wobec ognia, które zafascynowane pięknem i ciepłem płynącym z czerwonych płomieni przysuwa się coraz bliżej źródła, mimo ostrzeżeń i mimo strachu. Wyciąga rękę i...i pojawia się ból. I wtedy nienawidzi ognia, obawia się go, odwraca się. Ale po jakimś czasie zapomina o urazach, sparzony palec nie boli już tak mocno, a ogień nadal fascynuje. Nieważne ile razy się sparzy, za każdym razem wraca...Nie za każdym razem boli tak samo mocno. Z każdą próbą jest bogatsze w doświadczenie, aż w końcu uczy się obcowania z tym pełnym temperamentu zjawiskiem, cieszy się jego ciepłem i blaskiem. Tak samo jest z miłością. Musimy wciąż się uczyć, wciąż wracać.
|