choroba psychiczna, czy choroba ciała? wychodzę na balkon,
siadam na zimnych kafelkach pod gołym niebem, szukam
papierosa i zaciągam się z całych sił, przed oczami mam nicość
z oczu wycieka okropna, słona ciesz. w sercu czuje kłucie
i niewyobrażalny ból, straciłam kontrolę nad życiem?
i po co te łzy? są ulgą? ustępują tylko miejsca, kolejnej
fali bólu, rozgoryczenia. jeśli to niepoprawne, to po co?
na jaką cholerę? i mówią, jesteś silna, masz silną osobowość.
osobowość, to ogół. silniejsza osobowość, silniejsze cierpienie,
straszniejsze upadki, większa amplituda przeżyć. czy to możliwe?
że bycie silnym boli? ale jest w tym sens, jest? nie wiem.
w końcu czuję, nic dobrego, ale czuję. gdyby to było bez
sensu nic bym nie czuła bezsens jest nicością przecież.
ale jaki w tym kurwa sens? czuję się deformowana.
wbrew wszystkiemu chcę być sobą. czymże jest szacunek?
nienawidzę tego słowa, bo na tym świecie trzeba szanować
niewłaściwych ludzi z niewłaściwych powodów, więc?
cz. 1
|