Siedzę na parapecie zaś w moich kruchych dłoniach znajduje się kubek gorącej czekolady. Jej słodki, finezyjny zapach unosi się po pokoju, w którym przemyca się martwa cisza oraz przesiaduje zagadkowy mrok, tworząc idealną parę. Delikatnie opieram głowę o szybę okna wbijając wzrok w huśtawkę. Pustą, starą huśtawkę, która pod wpływem wiatru delikatnie się kołysze. Zaciskając mocno powieki, czuję jak pod nimi zbiera się ściana łez. Po chwili otwieram je znowu, a załzawione tęczówki zaczynają błądzić po atramentowym nieboskłonie wysadzanym migoczącymi drobinkami, z nadzieję, iż znajdą przesiadującego tam Anioła. Ale na próżno... Cichutkie westchnięcie ucieka w zdradziecką ciemność. Przymykając powieki wszystkie nadzwyczajne, pełne doświadczeń i miłości chwile przelatują mi przed oczyma, niczym czarno-biały, niekończący się film.
|