kiedy tylko zobaczyła Go w szkole, w parku czy innym miejscu, Jej podświadomość napawała się dziwną obawą. starała się trzymać od Niego jak najdalej, jednak serce z chwili na chwilę coraz bardziej przywiązywało się do Jego rysów twarzy, nieskazitelnie zielonych tęczówek, mimiki, gestykulacji ciała i specyficznych ruchów. kiedy tylko Jej osoba traciła Go z pola widzenia, ten wścibski narząd rozrywał klatkę piersiową. nieświadomie uzależniała się od Niego. przyjmowała w miarę odpowiednie dawki - do czasu w którym to On przejął działanie, do momentu w którym nie usłyszała 'kocham Cię', które z czasem okazało się wierutnym kłamstwem, służącym jedynie rozdrobnieniu Jej narządów na drobne kawałki. miłość której pragnęła okazała się jednostką niszczącą; facet, który miał być sensem Jej istnienia - zwykłym draniem.
|