Był mglisty poranek jednego z dni października. Za oknami o tej godzinie było bardzo ciemno, a przez czerń nocy przebijały się reflektory przejeżdżających aut. Były jak nadzieja, która ukazuje się, kiedy nie widzi się już innych wyjść. Były tak szybkie, a zarazem zręczne i delikatne, że mogłabym się na nie patrzyć godzinami, aż na niebie ponownie zajaśniałyby piękne migające do mnie gwiazdy.
|