kubek gorącej herbaty, niedojedzona kanapka, niedopalony papieros. ręka oparta o krzesło. spojrzenie w sufit, rozmyślenia i okropna cisza. niczym nie dało się jej przerwać. nawet krzykiem. to nie wystarczyło. wcześniej było inaczej. przychodził on, robił śniadanie. to co zawsze - omlet z szynką. siadał naprzeciw, uśmiechając się do niej, a ona do niego. rozmawiali o wszystkim, co nawinęło się im na język. zawsze mieli jakiś temat. nawet jeśli dotyczyło to dzisiejszej pogody, potrafili to tak rozwinąć, że pogoda stawała się najciekawszym tematem ich dzisiejszego dnia. później wracali do pracy, a po pracy mieli więcej czasu dla siebie. spędzali go w kinie, w knajpce lub w domu na oglądaniu filmów. byli szczęśliwi. ale ich szczęście szybko znalazło koniec. nie wiadomo czemu, jak, dlaczego. a przecież kochali się tak mocno. obiecywali sobie, że nigdy się nie rozstaną. obietnica nie przetrwała, jak ich największa miłość. THE END w wielkim złym wydaniu. / natczu
|