od rana czułam się fatalnie . z godziny na godzinę było coraz gorzej . nie wyspałam się , miałam dość tych starych kwok narzekających w autobusie , dość śniegu , dość tego harmidru w klasie , dość ględzenia nauczycieli , a jak na złość każdy z nich zadawał mi pytania zauważając , że błądzę myślami . On też widział , że coś jest nie tak . pytał , co mi jest , a ja za każdym razem odburkiwałam : - nic . - w końcu w drodze na przystanek przytulił mnie od tyłu . obrażona na cały świat próbowałam na daremno zabrać jego ręce . : - no , wyżyj się , wybluzgaj . ! . - mówił śmiejąc się . a ja co ? miałam stanąć na środku parku i jak ostatnia desperatka zacząć płakać i klnąć ? . nie potrzebne były żadne jego słowa . potrzebowałam tylko tego , żeby mnie przytulił , tak mocno . tak , żebym nie mogła złapać tchu . tak , żebym poczuła , że jestem znów dla kogoś ważna .
|