nienawidziła w sobie wielu rzeczy. tego, że daje się podejść, że przywiązuje się do ludzi w tak krótkim czasie, że nie ma silnej woli.. teraz zaczęły do niej wracać historie z przed kilku lat. do niedawna uważała to za dziecinne i żałosne. jednak wpadła w to kiedy pierwszy raz wzięła żyletkę w ręke. to tak jak nałóg palacza. nie potrafiła skończyć.. nie umiała inaczej zabić tego co w niej rosło z minuty na minutę.. starała się o tym nie myśleć, nie robić tego po raz kolejny... jednak to było silniejsze. Raniła się zewnętrznie by zabić wewnętrzny ból. pomagało .. na chwilę. a krew skapała na białe płytki w łazience. sznyta za sznytą jej pomagała i przynosiła ukojenie.. robiła to wmawiając sobie, że to ostatni raz, odłożyła zakrwawione ostrze do torebki od misia z dzieciństwa, zasypiając czuła jak krew przebija się przez różową piżamę, a łzy ciekną co sekundę po zarumienionym policzku.
|