Byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Byłam. To dobre określenie. Teraz leże na dnie i nie mogę wstać z przygniatającego mnie bólu. Nie mam nikogo. Niczyja. Piętno, które znów musiało do mnie wrócić. Bez przyjaciela. Bez nikogo. Fajki, alkohol i muzyka mają pomóc mi się otrząsnąć? Mają pomóc wstać i iść dalej? Misja wręcz nie możliwa. Mam dość. Po raz kolejny życie pokazało, że miesiąc to wystarczająco dużo czasu by się nacieszyć szczęściem. Koniec.
|