Mentalnie stała na krawędzi rozpaczy. Chciała się w nią rzucić, by pochłonęła ją na zawsze. By zabiła się o ostre kamienie napotkane na drodze. By mogła umrzeć. Spotkać się z najbliższymi na samej górze. Fizycznie stała w obszarze dosyć jej nie znanym. We wschodniej części cmentarza. W czarnej sukience. Patrzała jak jacyś obcy mężczyźni spuszczają trumnę z osobą którą tak bardzo kochała, bez której nie wyobrażała sobie życia. Z jej ulubionymi rzeczami łącznie z gitarą. Ksiądz właśnie wygłaszał modlitwę, po której każdy miał rzucić w dół grudkę ziemi. Patrzała się na łopatkę z dobrą godzinę. Ludzie patrzeli, rozumieli ją. W końcu chwyciła ją z bólem w oczach, nabrała ziemi, rzuciła i powiedziała "-Może nie długo dołączę do ciebie. Żegnaj, bracie." Po czym zemdlała i nigdy się nie obudziła.
|