pamiętam te słoneczne popołudnia, spędzane u niego, kilka kilometrów od domu, robiliśmy sobie zupki chińskie, z niegniecionym makaronem, bo taki jest podobno lepszy i piliśmy jabłkowy sok z tesco. czasami zajadaliśmy się kradzionymi wiśniami i nutellą przywiezioną z miasta. lecz jajecznicę jedliśmy tylko u mnie, bo tam smakowała najlepiej. nieistotny był fakt, że mogliśmy przytyć, bo przecież liczyła się tylko wzajemna opinia, a my akceptowaliśmy siebie mimo wad, do czasu.
|