|
nieswiadomosc.moblo.pl
niemal nieprzytomnie z szumem krwi w uszach spojrzałam na niego. opierał się o szkolny parapet nieokreślonego koloru spojrzenie zatrzymując na mojej twarzy. chciałam n
|
|
|
niemal nieprzytomnie, z szumem krwi w uszach, spojrzałam na niego. opierał się o szkolny parapet, nieokreślonego koloru spojrzenie zatrzymując na mojej twarzy. chciałam najzwyczajniej przejść obok, pogrążyć się w rozmowie z przyjaciółką i udawać, że wcale go tu nie ma. nie potrafiłam. podeszłam, a on zszedł z okna i przysunął mnie do siebie, jak kiedyś, gdy czułam że żyłam. objął mnie w talii i zatapiając twarz w moich włosach, szepnął, że beze mnie nie daje rady. nie odpowiedziałam. czując na sobie palące spojrzenia, po prostu wtuliłam się w niego mocniej, wiedząc, że następnego rozstania nie przeżyję. / nieswiadomosc
|
|
|
wśród mroźnego wieczoru, para gorących ust i mieszające się oddechy. trochę strachu i serce w gardle, ale to nic. przecież stoi obok. przecież oddycha tym samym powietrzem i trzyma moją dłoń. to tylko zwykły lęk, przed nowym uczuciem. zranione serce opłynęło nadzieją / nieswiadomosc
|
|
|
Nieswiadomosc zmieniła status z "wolna" na "w związku" . ♥
|
|
|
czwarta łyżeczka cukru wsypywana do szóstej już filiżanki kawy. to tylko lekkie roztargnienie. i lekkie rozdarcie, tam w środku. trochę między sercem i rozumem. szarpią się między sobą, a szanse są tak cholernie równe. przecież dobrze wiem czego chcę, a jeszcze lepiej pojmuję jak bardzo będę żałować. ukryję ponownie złamane serce, przyznając rację zdystansowanemu rozumowi. będzie spokój, jakiś czas. a potem pojawi się kolejna miłość. rozpoczniemy kolejną walkę. / nieswiadomosc
|
|
|
tonął w udawanej miłości, samemu sobie wmawiając, że wcale nie jestem przyzwyczajeniem. że wcale nie traktuje mnie jak porannej kawy każdego dnia. jak codziennej gazety i fajki w chwili odpoczynku. jak psa, który wiernie czeka w domu, skacząc z radości na przyjście pana. wcale tak nie myślał. nawet nie przypuszczał, dopóki kierowana rutyną, nie odeszłam. i może nawet mu mnie nie brakowało, jako kobiety, bratniej duszy lub kochanki. tylko śniadanie już nie czekało na stole i łazienka była stale wolna. a może i na to nie zwrócił uwagi, podążając za kolejnym jednolitym dniem. / nieswiadomosc
|
|
|
i chciałabym zapomnieć o tych wszystkich fałszywych obietnicach, które rozdzierają mi serce. o ich ostrych krawędziach tak bardzo bolesnych, tak trudnych do zapomnienia. miękkim, głębokim głosie, który je wszystkie wypowiadał. szeptał, bez zająknięcia. kłamał na wydechu. bez oporów. bez konsekwencji. / nieswiadomosc
|
|
|
przyszedł by się pożegnać. oczami jak węgle spoglądał spod kaptura. tysiące myśli wyraziłam jednym pytaniem. nie znalazł odpowiedzi. wiedziałam, że nie zdołam go zatrzymać. mimo wszystko chwyciłam jego dłoń i przyłożyłam sobie do serca. "Ono jest twoje, rozumiesz ? " - powiedziałam, a on niewzruszenie odwracał wzrok. " Jeżeli odejdziesz, zabijesz mnie. Powolną śmiercią z braku tlenu, którym jesteś." - szepnęłam, a on wyrwał dłoń, razem z nią wyrywając serce. roztrzaskał je na posadzce, niczym filiżankę. poprawił kaptur, rzucił ostatnie 'siema' i odszedł nie oglądając się. tak po prostu. / nieswiadomosc
|
|
|
słuchając naszej piosenki, wpatrywałam się w jego zdjęcie, jak mantrę powtarzając "nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę ... " / nieswiadomosc
|
|
|
poprosiła o spotkanie. uśmiech znikł z jego twarzy gdy podała miejsce. zdziwiony, uległ. piętnaście minut później przekraczał bramę cmentarza, kierując się w stronę krypty. wiedział, że czeka w środku. nie rozumiał dlaczego, wiedział. uchylił ciężkie drzwi. ustąpiły. w środku czuć było pleśń i śmierć. ze ściśniętym gardłem zrobił parę kroków.- Jesteś tu?- cisza. nie usłyszał jak podeszła z tyłu. omal nie krzyknął gdy zimnymi ustami dotknęła jego karku.-Przestraszyłaś mnie.- powiedział, siląc się na normalny ton głosu. w odpowiedzi zaczęła go namiętnie całować. nawet wytężając wzrok, nic nie widział w ciemności. chłodnymi palcami dotknęła jego policzka. przeszedł go dreszcz, miał gęsią skórkę.- Boisz się mnie? - szepnęła mu prosto do ucha.- Heh..Trochę. -odparł, udając rozbawienie. prowadziła go do wyjścia. - Niepotrzebnie. Możesz bać się jedynie tego, czego jeszcze o mnie nie wiesz.- to mówiąc wypchnęła go na zewnątrz. drzwi zatrzasnęły się za nim, a on niemo krzycząc, pobiegł w noc./n
|
|
|
siadałam na tarasie, otulając się wielkim swetrem. podciągałam kolana pod brodę i rozmyślałam. gorący kubek parzył mnie w dłonie, ale udawałam że nic nie czuję. trochę udawałam, a trochę naprawdę tak było. herbata stygła a ja bez emocji wpatrywałam się w jeden punkt, gdzieś na chodniku. może resztką mięśnia sercowego pragnęłam, byś tamtędy przechodził. może chciałam potęsknić, a może świadomie zadać sobie ból./ nieswiadomosc
|
|
|
cz 2. od razu wiedziałam, że ktoś u niego jest. uchyliłam drzwi, było ciemno. odnalazłam włącznik i to co zobaczyłam, na moment zatrzymało moje serce. On - mój chłopak i Ona - moja najlepsza przyjaciółka, razem w jednym łóżku, pochłonięci sobą. gdy spostrzegli, że zapaliło się światło, oboje spojrzeli w moją stronę z przestraszonymi minami. otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale nie mogłam. szybko zbiegłam po schodach, zaczęłam się ubierać. - Przykro mi. - powiedziała jego mama. teraz wszystko zrozumiałam. - Niepotrzebnie. - odparłam i wyleciałam z jego domu. dogonił mnie po kilku minutach. - Zaczekaj ! - Po co ? Wracaj do ciepłego łóżeczka, twoja nowa dziewczyna stygnie. - syknęłam, a On zagroził mi drogę. - Przepraszam. - powiedział. - I tyle ? Żadnego "to nie tak jak myślisz kochanie" ? - milczał. spojrzałam na jego twarz, pokrytą gdzieniegdzie śladami szminki. - Nie chcę cię więcej widzieć. - powiedziałam, odepchnęłam go i odeszłam. nie zatrzymywał mnie./nieswiadomosc
|
|
|
cz 1. przez cały dzień nie odbierał telefonu, martwiłam się. kiedy dochodziła ósma, postanowiłam do niego pójść. ubrałam płaszcz i owinęłam się grubym szalem, wychodząc chwyciłam torbę. drobne płatki pierwszego śniegu uderzały w moją twarz jak szpilki. z przymkniętymi powiekami, ruszyłam przed siebie. piętnaście minut później znalazłam się na schodach jego domu. zadzwoniłam dwa razy, otworzyła jego mama. - Dobry wieczór, jest... - Jest. - przerwała mi. wyglądała na dziwnie zaniepokojoną moim widokiem. - Bo nie odbiera telefonu... Martwiłam się i przyszłam, mogę wejść ? - Nie wiem czy to dobry pomysł. - jej zachowanie zwiastowało coś złego. - Ale ja naprawdę chce z nim porozmawiać. - To nie jest odpowiedni moment. - Proszę. - po chwili uległa, z miną winowajcy wpuszczając mnie do środka. rozebrałam się i poszłam na górę do jego pokoju.
|
|
|
|