|
mogami-san.moblo.pl
chyba coś w tym jest. za każdym razem gdy wychodzę z klasy przeczesuję dłońmi włosy. za każdym razem z myślą o Tobie. zawsze z nadzieją że zaraz Cię zobaczę i bę
|
|
|
chyba coś w tym jest. za każdym razem, gdy wychodzę z klasy, przeczesuję dłońmi włosy.
za każdym razem z myślą o Tobie. zawsze z nadzieją,
że zaraz Cię zobaczę i będę mogła wykrztusić z siebie 'cześć', patrząc na Twój zniewalający uśmiech,
który będzie mi musiał wystarczyć na kolejne 45 minut
|
|
|
szłam przez park. czułam promienie słońca delikatnie, ogrzewające moją twarz.
właśnie wtedy zobaczyłam dwójkę starszych ludzi, siedzących na jednej z ławek.
przystanęłam. nie mogłam się napatrzeć. siedzieli obok siebie.
mężczyzna obejmował kobietę, całując ją skromnie w czoło.
oboje nucili jakąś starą piosenkę. mrużyli oczy przed słońcem, uśmiechając się do siebie nawzajem.
coś niezwykle przepięknego. byli ze sobą, pomimo wieku.
pomimo, że zdawali sobie sprawę, jak nie wiele zostało im życia, postanowili poświęcić je sobie nawzajem.
wzajemne uczucie, wręcz od nich promieniowało, przyćmiewając słońce.
w oku zakręciła mi się łezka. odchodząc postanowiłam, że za te parędziesiąt lat, też siądę na tej ławce.
też z osobą która będzie przytulać mnie w ten sam nienaganny sposób. i będę równie szczęśliwa.
|
|
|
podbiegałam do Niego ze łzami w oczach.
natychmiast brał mnie w swoje ramiona, pytając uroczo 'komu ma dokopać'.
ocierał moje łzy, końcem rękawa swojej ulubionej bluzy. dzisiaj sam je wywołuje. jest ich osobistym autorem. pełen premedytacji doprowadza mnie do płaczu.
nie potrafię zrozumieć, jak mężczyzna z tak czułego faceta potrafił się zamienić w tak nieczułego bydlaka.
|
|
|
siedziała na schodach, szkolnego korytarza. ówcześnie wybiegając z klasy.
zaciskając pięści starała się, ustatkować swój oszalały rytm oddechu. płakała.
zanosiła się płaczem z bezsilności. właśnie wtedy, zadzwonił dzwonek.
tabuny ludzi, zaczęły przewijać się koło niej. każdy tylko spoglądał na nią obojętnie,
nie pytając nawet czy potrzebuje chusteczki. właśnie wtedy zjawił się on.
stanął przed nią, zarzucając na ramie swój plecak.
- dlaczego Ty płaczesz? - zapytał, unosząc ironicznie jeden z kącików swoich ust.
udając, że nie zna powodu jej łez.
- przez Ciebie, bydlaku. zadowolony?! - wykrzyczała, bez zastanowienia. zagryzając z całej siły, zęby.
- nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiedział. puszczając do niej oczko,
odwrócił się i odszedł, pełen satysfakcji.
|
|
|
'następny hallowen będzie równie interesujący
|
|
|
-Cukierek,albo psikus..-usłyszeliśmy cichutki głos.
Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy kilku małych chłopców przebranych za zombie i wampiry.
Spojrzeliśmy na siebie z delikatną nutą rozbawienia
-aa dziś hallowen!-powiedziałeś przypominając sobie dzisiejszą datę:31.10.2009r.
Objąłeś mnie mocniej ramieniem i spojrzałeś na chlopca.
-Przykro mi stary,ale nie mamy nic.Musicie szukać dalej.-powiedziałeś i pocalowałeś mnie w czoło,
po czym odwróciłeś mnie by pójść dalej.
-czyli psikus!-rzekł drugi chłopiec z przejęciem.
Ponownie się odwróciliśmy i zobaczyliśmy jak celują w nas sprayem z bitą śmietaną.
Widziałam jak mój chłopak zaniemówił..ale stanął tak,że zasłonił mnie swym ciałem..
Był coraz bliżej,lecz gdy stał krok od nas spuścił spray i namazał coś na chodniku,
po czym sie odwrócił i pobiegł do kolegów.Wybuchneliśmy śmiechem.Patrzeliśmy jak się oddalają.
Spojrzałam na niego i już wiedziałam co zrobi.Przyciągnął mnie do siebie,pocałował i rzekł:
|
|
|
- Nie masz własnego życia? - wykrzyczała do niego po czym odwróciła się i chciała odejść.
- Ty jesteś moim życiem. Kocham Cię i chcę spędzać czas tylko z Tobą! - powiedział chłopak, usiłując ją ją zatrzymać.
- Zostaw mnie w spokoju!
- Nie rozumiesz? Ja nie mogę bez Ciebie żyć.
- To nie żyj- odparła i uciekła.
Nazajutrz zrozumiała, że przesadziła. Poszła do niego przeprosić.
Drzwi otworzyła jej jego matka, ze łzami w oczach.
-Jest Sebastian? - zapytała dziewczyna zdziwniona. Kobieta zalała się łzami.
- Sebastian się powiesił.
|
|
|
proszę. - powiedziała wręczając mu filiżankę gorącej czekolady z uśmiechem na twarzy.
usiadła koło niego i upiła łyk z własnej.
- dziękuję kochanie. - wyszeptał uśmiechając się swoim szarmanckim uśmieszkiem.
patrzyła jak powoli delektuje się napojem. zawsze z doskonałością obserwowała jego niezwykłe usta.
- ubrudziłeś się! - krzyknęła, zaczynając się śmiać.
- gdzie?
- o tutaj. powiedziała wskazując na jego wargę. uniósł dłoń, aby zetrzeć czekoladę. zaprotestowała.- zostaw. ja się tym zajmę. pocałowała go.
- wiesz co? lubię się brudzić. - powiedział, odkrywając swój śnieżnobiały uśmiech.
- wiesz co? lubię takie czekoladowe pocałunki. - odpowiedziała, wtulając się w jego ramiona
|
|
|
zaczęło lać. niebo zaczęło niesamowicie zanosić się deszczem. właśnie, wtedy ściągnął swoją bluzę.
niezdarnie ją, jej założył, nie słuchając sprzeciwów z jej strony.
wziął ją na ręce, tak jak przenosi się pannę młodą przez próg.
zaniósł ją pod zadaszenie, jednego z budynków.
- Ty, tylko sobie mała nie schlebiaj. po prostu Twoich trampek, było mi szkoda. - powiedział, udając powagę.
oboje wybuchli śmiechem. on delikatnie się nachylił.
ona cała podekscytowana zamknęła oczy i zaczęła się przygotowywać do pocałunku.
- to należy do mnie. - powiedział z uśmiechem, ściągając z niej bluzę.
- a to do mnie. - powiedziała, całując go namiętnie.
|
|
|
panicznie bałam się burzy. za oknem mojego pokoju rozpętało się istne piekło.
niebo niemal się rozstępowało. zadzwoniłam do Niego. nie zdążyłam się nawet odezwać.
wyszeptał do słuchawki ciche - 'jestem z Tobą, kochanie.'
następnie przyłożył słuchawkę do swojej klatki piersiowej bo ewidentnie słyszałam bicie Jego serca.
trzymając przy uchu telefon, nakryłam się kołdrą. strach jak ręką odjął.
|
|
|
leżała bezwładnie na podmokniętej przez tanie wino, podłodze.
na jej policzkach widniały rumieńce. ciśnienie skoczyło jej z powodu niekontrolowanego wybuchu płaczu. włosy miała rozczochrane jak nigdy wcześniej. rękawy sukienki miała całe mokre, umazane resztkami tuszu po ocieraniu łez. zapalając kolejnego papierosa, starała wbić sobie do głowy,
że nie słusznie jej na nim zależy. że nie warto robić sobie złudnej nadziei.
że bezsenne noce, nie są tego warte. właśnie wtedy, usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi jej pokoju.
podnosząc delikatnie głowę, próbowała zobaczyć, co się dzieje.
łzy, przez które niemal oślepła, wcale jej w tym nie pomagały. usłyszała ciche 'witaj'.
doskonale znała ten głos. podnosząc się gwałtownie, starała się okiełznać.
opuszkami palców, przejechała po brzegach ust, żeby zetrzeć rozmazaną szminkę.
otworzyła szeroko oczy z niedowierzania. zobaczyła jego uśmiech.jedyny w swoim rodzaju. podszedł do niej. wplątując palce w blond loki, wyszeptał : wróciłem.
|
|
|
usłyszała pukanie do drzwi.
pół przytomna, z roztarganymi włosami wstała i niesfornie ubrała za dużą koszulę.
na palcach, podbiegła do drzwi.
ziewając, niezdarnie je otworzyła. stał z promiennym uśmiechem w jej ulubionym t-shircie.
wręczył, jej bombonierkę ulubionych czekoladek i wyszeptał - miłego dnia kochanie.
zaczęła się poprawiać zdruzgotana, że widzi ją w takim stanie.
przyciągnął ją do siebie i delikatnie całując, powiedział - i tak Cię kocham.
|
|
|
|