|
inexorabletime.moblo.pl
wiem kiedy zawodzę wiem ile jestem wart. tyle razy mnie uchronił tylko głupi fart. przepraszam przyjaciele że tyle ze mną spraw że tyle razy musieliście brać mnie za
|
|
|
wiem, kiedy zawodzę, wiem ile jestem wart. tyle razy mnie uchronił tylko głupi fart. przepraszam przyjaciele, że tyle ze mną spraw, że tyle razy musieliście brać mnie za kark. wiem też jedno, że przegrywać trzeba umieć, szybko wstać po upadku, a nie kłaść się do trumien. nie rzucać się i nie odgrażać, tylko działać. ile razy ja sam musiałem robić to za was, prosto bankrut, prosto premium. byłem o krok od krachu, kibicowało mi gremium. brachu przeproś, jeśli popełniłeś błąd i nie myśl o tym wciąż, ciach, od nowa zaczynamy stąd. każdą porażkę obracam w sukces i triumf, popełniam błąd i się uczę i znów idę silniejszy, i widzę w przód kolejny ruch. jestem zdrów, tak samo moje ciało, jak duch.
|
|
|
< cz.1 > mijały dni. kumple zaczęli częściej pić, przestawali, często, gdy zastawał ich świt. perspektywy im legły w gruzach, zamienili jointy na ławce na fetę i tablety w klubach. w tym czasie jego dziewczyna, którą wielbił od początku, zdradziła go, zostawiła po trzy letnim związku. on nie mógł się z tym pogodzić bez trudu. zaczął więcej pić i zaczął z nimi chodzić do klubu. czasem omijał treningi, a kiedy gadał z tym kumplem, było mu wstyd, że dał się zarazić tym gównem, tamten mówił, żeby się odciął, twarz zachował. nikt nie wiedział, że to ich ostatnia rozmowa. któregoś dnia siedział w domu, wpadły ziomy z piksami, wyciągali go do klubu, nie chciał iść, ale zrobił to dla nich.
|
|
|
< cz.2 > pomyślał: to ostatnie picie, od jutra koniec i zaczynam ogarniać życie. bawili się zajebiście, prawdziwa biba. przyjaciele pomyśleli, że zrobią mu kawał, wkruszą dwie piksy do piwa. on okupował parkiet, ale był spragniony, wrócił do stolika, wypił piwo, poszedł tańczyć dalej. po godzinie z nim coś dziwnego się stało, on nie wiedział co, serce tego nie wytrzymało. jak padał na ziemię czasu mu zostało niewiele, żeby pomyśleć kto był jego przyjacielem.
|
|
|
w moim świecie, czuję to we krwi, a i to miasto, żadne z nas nie śpi. nie chodzi mi o to, czy się ze mną prześpisz. może też nie możesz zasnąć, proszę cię, uśmiechnij się. może też stajesz do walki, ale upadasz na deski. może czujesz to co ja i za czymś tęsknisz, wszystkie myśli, uczucia, których nie masz gdzie pomieścić i nie możesz znieść ich, masz dosyć substytutów. może możesz iść ze mną za rękę i skończyć na bruku. może możemy być szczęśliwi gdziekolwiek, móc zawsze i wszędzie, móc polegać na sobie. i gdybym nie miał kilku cech, o których wiem, pewnie podszedłbym do ciebie w ten smutny szary dzień. czułem, że czujesz to co ja, może się mylę, czułem tak, gdy spojrzeniami spotkaliśmy się przez chwilę. i w moim innym świecie jesteśmy blisko, ale tu bałem się, że mi pozwolisz spieprzyć wszystko.
|
|
|
znów ten stan, że nie wiem co mam robić. niby wszystko gra i niby o to chodzi. ale leże sam, po ciemku, na podłodze i muzyka gra, a ja wstaje i wychodzę. mam ochotę iść, chociaż nie mam wcale celu. mam ochotę pić i wchodzę do hotelu, nie chcę spać tu dziś, tylko biorę zapalniczkę, zapalam papierosa i wynoszę popielniczkę. ja jestem tragiczny ? czy życie jest tragiczne ? w barze na rogu zostawiam zaliczkę. marzę o bogu co ześle mi kogoś, kto pomoże mi zrozumieć, że życie jest śliczne. jestem trzeźwy, jakbym wcale nic nie pił, jestem wcięty, ale ludzie są ślepi. jestem niezły, czemu nie mam kobiety ? kobiety mam niezłe, ale nie moje niestety. mam więcej, inni mają po jednej, mam mniej, bo żadnej konkretnej. nie mam nic, nie mam nawet pomysłu. jestem sam, ale walczę jak trzystu, szedłbym teraz przez ściany do Ciebie, gdybym wiedział, że w ogóle istniejesz, ale tego nie wiem.
|
|
|
los wciąż drwi ze mnie okrutnie, z życia zrobił mi kabaret, się przewija kupa lasek. ja chcę tą co była wcześniej, bo to przez nią kurwa nie śpię, mam depresję i się tracę. a mówiłaś: przejdzie z czasem, będzie lepiej, że zobaczę, zobaczyłem, miałaś rację, ale wrak człowieka w lustrze, kiedy przemywałem twarz, wycierałem ją przed lustrem. zanim umrę kurwa mać nie chcę nic od tego świata, który śmieje mi się w twarz i chuja na mnie wykłada. jak Ci się układa ? mam nadzieję, że jest git
i że w przeciwieństwie do mnie kurwa jakoś w nocy śpisz !
|
|
|
mój głupiutki misiu, to nie są żadne burzowe błyskawice, tylko fajerwerki !
|
|
|
nie potrafię zabić tego co do Ciebie czuję.
|
|
|
to właśnie dla tych wszystkich, którzy są w naszej pamięci.
|
|
|
więc nie pierdol, że mam opanować złość, bo nie jest mi wszystko jedno !
|
|
|
nagapiłem się dość na takie, kurwa, zimne suki , by za każdym razem omijać je szerokim łukiem !
|
|
|
|