|
endmemories.moblo.pl
Na początku było w porządku wszystko jak w rodzinie noo...pomijając chwile w kaplicy gdzie modlili się do Johny'ego. Ale z biegiem czasu przywykła. Doszła do wniosk
|
|
|
Na początku było w porządku, wszystko jak w rodzinie, noo...pomijając chwile w kaplicy gdzie modlili się do Johny'ego. Ale z biegiem czasu przywykła. Doszła do wniosku, że bóstwo które mieli na wyciągniecie ręki jest lepsze niż chwalenie czegoś, czego istnienia nie można potwierdzić. Pamięta jak miesiąc po przybyciu zwątpiła,powiedziała o tym jednej ze swoich sióstr a 5 minut później Johny wołał ją do siebie. Trzymał już w ręce pas. Choć miała 19 lat nie widział nic złego w okładaniu jej ciała. Później wziął ją do kaplicy, uderzył w twarz a gdy zaczęła płakać popatrzył z dobrocią w jej oczy i powiedział,,To nic, tak musi być. Pamiętaj że my jesteśmy przyszłością" Wtedy postanowiła nie ufać do końca nikomu z jej nowej ,,rodziny". [część II] /em
|
|
|
Zmarnuj ze mną trochę czasu...
|
|
|
Zbyt mało siły, za dużo problemów. /em
|
|
|
Szare kamienice na Bruklinie, ciemny kąt, charczenie, jęki, panika. I ona. Siedzi z podkurczonymi nogami w najciemniejszym kącie, widać tylko oczy.Długie, splątane, zabłocone włosy koloru brąz, opadają jej na zakrwawione ramiona. Jeden kosmyk przylega do spoconego czoła, wlepiając się w otwartą ranę. Jej zielone oczy-teraz z nieludzko rozszerzonymi z paniki źrenicami, są nieruchome.Jedyne co daje znak że żyje to ciągłe kołysanie się w przód i w tył i przyciszone jęki wydobywające się z jej obolałego i zeschniętego na wskroś gardła. Oni, przecież oni byli dla niej jak rodzina. Johny mówił- że może liczyć na każdego z nich, że on jest ich ojcem a reszta to jej starsze rodzeństwo, że mają sobie ufać... [część I ] /em
|
|
|
Podobni nikt nie rani, podobno nie ranią ciągle mnie. /em
|
|
|
Jakie to wszystko jest kruche, sam wiesz
To tylko ty 36 i 6
|
|
|
Jest chujowo ale stabilnie ...
|
|
|
Pieprzony mięsień w klatce piersiowej chce dyktować mi warunki ;/
|
|
|
|