Zadzwonił, zamienił ze mną tylko kilka zdań i zrozumiał, że jest coś nie tak. Poczuł, że jest mi smutno, przykro, wszystko jedno. Nie musiałam nic mówić, tłumaczyć. Słyszał, że jest mi źle. Nie musiał pytać - po prostu wiedział. I nie pytał czemu, co, jak, dlaczego, kiedy...ale wspierał mnie i starał się wyprostować mi nogi, na których mogłabym stabilnie stanąć. Udało mu się. Wstałam w końcu z łóżka i stawiłam czoła problemom, a on pomógł mi je rozwiązać szepcząc przy tym, że cholernie mocno mnie kocha i jestem dla Niego wszystkim co ma,
|