 |
Nigdy nie miałam dość smakowania Ciebie...
|
|
 |
Z każdym oddechem chłonę tysiące żyć wokół mnie, jakby świat oddawał mi to co zabierał, las pulsuje zapachem, energią, która unosi mnie po tej drodze, na której gubiłem się w myślach niedawano. Żyję, jestem, znowu jestem.
|
|
 |
Wejść tam gdzie nie można, pozostać tylko żeby spojrzeć, tylko by zabiło serce. Uwodzisz mnie marzeniami o smaku prawdy. Chwytasz za rękę choć muszę wracać, już nie chcę, rozrywam się w myślach. Stoję nad przepaścią między tym co muszę i chcę. Puszczasz dłoń i spadam, tak mało światła, ciemność boli nawet kiedy otwieram oczy. Wspinam się, krok za krokiem po śliskiej ścianie trujących myśli, choć już nie chcę patrzyć na żadną ze stron oświetlonych codziennością tam wysoko. Wychodzę, tak zmęczony, że trudno podnieść wzrok ponad widok stóp spieszących po zakazane owoce. Nie ma kto wygnać z Edenu, nie ma raju, wracam przez drzwi przeklęte do snów, bezpiecznych snów o miejscach, ogrodach, o duszy wężom niesprzedanej, co za spojrzeniem w blasku oddania skompanym, podąża bez zwątpienia.
|
|
 |
I know everything happens for a reason, but what the fuck
|
|
 |
po pijanemu był pewien, że ją kocha. na trzeźwo za to, nie był nawet pewien czy ona rzeczywiście istnieje.
|
|
 |
każdą spadającą gwiazdę dedykuję tobie, wypowiadając słowa: obym cię nigdy więcej nie spotkała.
|
|
 |
klasyka kłamstw facetów: nic nie piłem i to tylko koleżanka.
|
|
 |
zawsze powtarzał, że każdy kocha inaczej. ja, głupia, wierzyłam i wybaczałam mu wszystko, bo przecież mówił, że on też kocha, tylko inaczej. a przecież tak absurdalnym wydawało się kochanie przez zazdrość, awantury i brak szacunku. mimo to wierzyłam.
|
|
 |
najbardziej nie bolało twoje odejście, tylko słowa, które wypowiadałeś przy rozstaniu... że żałujesz każdej spędzonej ze mną sekundy i zmarnowanego na mnie oddechu.
|
|
|
|