"To się już zdarzało. Czasami nocą robiła się malutka i wystraszona, przekonana, że cokolwiek ma w życiu dobrego, zaraz to straci i nie będzie mogła nic na to poradzić. Nazywałem te stany jej „nocnymi lękami”. Ona sama pierwsza przyznawała, że to wszystko bzdury i czysty masochizm z jej strony, ale nie umiała nic na to poradzić. Najgorsze, mówiła, było to, że te stany przychodziły najczęściej albo wtedy, kiedy czuła się absolutnie szczęśliwa, albo kiedy była bezdennie smutna i w depresji"
|