Nie ma słów, którymi mogłabym opisać to, co obecnie się we mnie dzieje. Żadne określenia nie są wystarczające do wyrażenia całej artylerii zagmatwanych odczuć, które w tym momencie przechowuje moje serce.
Ono pęka. Ciągle, codziennie od nowa. Rozrywa się na pół, a ja gołymi rękami nieudolnie zszywam je, przeciągając przez nie igłę z nitką. Robię wszystko, zeby jakoś jeszcze się trzymało, ale każdego dnia ono puchnie, a nić wżyna się w nie i tworzy nowe rany, które krawią i ropieją. Świeże strupy ciągle rozdrapywane są przez wściekłą tęsknotę, która swymi ostrymi pazurami zadaje mi wielkie jak wszechświat cierpienie.
A ja znów mozolnie próbuję pozbierać pokruszone odłamki w całość, by jakoś życie to przetrwać.
|