Pewnego dnia zasadziłam w ogródku Miłość. Dbałam o nią, doglądałam, pielęgnowałam najlepiej jak umiałam, lecz ta nawet nie kiełkowała. Martwiło mnie to, więc w opiekę nad nią włożyłam jeszcze więcej wysiłku i uczucia. Nadal to nic nie dawało. Zniechęcona brakiem jakichkolwiek rezultatów, zaczęłam przychodzić do niej coraz rzadziej i rzadziej. Nie rozmawiałam z nią, nie podlewałam tak często, ani nie rozkładałam parasola, gdy padał deszcz. W końcu w ogóle zapomniałam, że ją posadziłam. Pewnego dnia mama wysłała mnie do ogródka po marchewkę. Gdy tylko do niego weszłam, zauważyłam, że w miejscu gdzie kiedyś zasadziłam Miłość wyrósł piękny kwiat, lecz silne wiatry sprawiły, że łodyga zgarbiona była aż do samej ziemi, liście wysuszone, kwiat pełen śladów po ugryzieniach szkodników i kruchy tak niesłychanie, że najmniejsza siła mogłaby go zamień w proch. W popłochu poszłam po wodę, zaczęłam podlewać, nawozić, ale nic to nie dało. Porzucona Miłość już nie zmartwychwstała.
|