Ten list, który do niego wysłałam... Chciałam to zrobić jak najlepiej. W rzeczywistości napisałam sześć albo siedem listów. Nie zdawałam sobie sprawy, jakie to trudne, dopóki nie usiadłam i spróbowałam powiadomić: „A więc odchodzę...”. No bo co to jest do powiedzenia? Kochał mnie kiedyś, ale teraz prawie mnie nie zna i nie było sposobu, żeby zrozumiał, o co chodzi. „Dzięki za wszystko do widzenia - tyle zdołałam wysmażyć - I kocham cię.” Napisałam to. Wtedy nie myślałam, że to prawda, ale mimo to się popłakałam. Pisałam kolejne listy i darłam je, pisałam i znów darłam. Już było bardzo dobrze, ale na papierze pozostawały ślady łez, więc musiałam zaczynać od nowa. Nie chciałam mu posyłać moich łez. Odchodziłam... Odchodziłam... i nie miało znaczenia, jak wiele serc będzie zranionych – moje, jego czy kogokolwiek. W duchu już od niego odeszłam.
|