Czy ci, co z taką łatwością zalecają radość, zdają sobie sprawę, co to znaczy lękać się nadchodzącego obłędu, co to znaczy w każdej chwili podlegać torturze przeczucia jakiegoś okropnego szaleństwa? Jakże możesz się cieszyć, gdy czujesz, że wnet zwariujesz? Do tego dochodzi świadomość śmierci, bardziej uporczywa i konkretniejsza niż świadomość obłędu. Jaki ma sens mówienie o radości komuś, kto organicznie jest do niej niezdolny?
|