spotkałam dziewczynke chorą na raka, z pozoru mogłoby się wydawać, że jest ona szczęśliwa jak mało kto, że tak naprawdę nie rozumie, że nie będzie żyć, tak długo jak reszta, że jest szczęśliwa i cieszy się życiem, ale kiedy usiadłam, złapałam ją za rękę i powiedziałam, że jestem piękna, z jej oczu poleciały łzy. pamiętam jak opowiadała o bólu, który przez który nie potrafi się skupić na prostych czynnościach, jak nie może patrzeć w lustro, bo już nie widzi siebie, tylko kogoś brzydkiego, martwego. złapała mnie za rękę ' nie marnuj swojego życia, bo nie wyobrażasz sobie ile bym dała, aby mieć twoje ' wyszeptała. z moich oczu popłynęły łzy, widziałam w jej oczach zbliżającą się panią śmierć, ale nic nie powiedziałam. położyłam się koło niej i razem płakałyśmy, ale ona płakała coraz ciszej i ciszej. ' nie marnuj ' z urządzenia wydobył się długi pisk, nie pamiętam co było potem. mój płacz, krzyk, lekarze, którzy odciągali mnie od łóżka szpitalnego, jej nieżywe oczy... dziś jestem lepsza.
|