szła ciemną uliczką, dochodziła godzina 21, a ona miała jeszcze pół drogi do przebycia. prosiła, by ją odprowadził, lecz dla niego ważniejsi byli kumple. w pewnym momencie zatrzymała się. odwróciła głowę i spojrzała za siebie. nikogo nie było, a przecież dobrze słyszała czyjeś kroki. przez chwilę zastanawiała się, czy nie zadzwonić po niego. nie chciała, by myślał, że jest taka strachliwa. nie poddała się, ruszyła dalej. idąc szybciej, dźwięk kroków nasilał się, przyspieszyła, prawie, że biegła. po chwili poczuła dłoń na ramieniu. [cz.1]/ crazydream
|