Jaka ironia losu. Kiedy jestem już całkowicie pewna tego, że nie ruszy mnie nic, co jest w najmniejszy nawet sposób związane z moim eks, basy w moich głośnikach wariują. Pierwsza piosenka, miliony wspomnień. Szczęście do granic możliwości i nasze wieczory. Kawałek się kończy, dochodzę do stanu użytku. Jedne basy się skończyły, zaczynają się pierwsze dźwięki piosenki dżemu. Nie istnieje świat, tylko my dwoje i Jego niezapomniany szept, jakim oznajmia mi, że jestem jedyną, z którą chce spędzić resztę życia. Kawałek jest w drugiej minucie, kończę papierosa, dopijam wódkę, łez zaczyna brakować. / losers
|