i właściwie to nie wiem, czy jest lepiej, czy gorzej. tak z grubsza, to zjebanie jest. nie ma co ukrywać, tkwię w swoim idiotycznym zakochaniu idiotycznie dużo czasu. i nic. czasami zaczynam wątpić w sens takiego istnienia, lecz po chwili znajduję inspirację i żyję tak nadal. i mam cholernie jasne przekonanie o bezsensie swojego jestestwa. często łapię się na takim zastanawianiu się nad tym, co on o mnie myśli, co czuje i takie tam. ale w gruncie rzeczy to wcale nie chcę tego wiedzieć. gdyż ta wiedza i tak mi nie pomoże. sądzę, że sama nie wiem czego chcę. w pamiętniku nazywam go księciem i najważniejszą osobą, po czym dwie strony dalej stwierdzam że on przecież ma na mnie wyjebane, albo że ja mam, albo coś równie mądrego.
|