Siedziała w kącie, w ciemnym pokoju. Łzy spływały jej po policzkach. W rękach trzymała wyblakłą kartkę. To był list, list od niego, ostatni list co gwarantowała jego treść. Co dzień gdy tylko zachodziło słońce ona siadała w to samo miejsce, z tym samym stanem ducha i tym samym listem. Czytała go wciąż i wciąż, i od nowa. Nie mogła w to uwierzyć. Była taka naiwna, zbyt ograniczona, wręcz oślepiona miłością a raczej zakochaniem bo tylko ona kochała jak się okazało. Jak on mógł? Zostawić ją. Opuścić. Tak bez pożegnania. Tak bez uprzednienia. Po prostu wczoraj był, dziś tylko został po nim list. Świstek podartej, poplamionej kartki. Nawet się nie wysilił by jej wyjaśnić dlaczego to zrobił. (CDN znowu zabrakło miejsca tysiąc liter to nie raz za mało.) //czekolada_z_nadzieniem
|