była jakaś impreza w barze przy plaży. wszyscy dobrze się bawili, tylko ja miałam dziwny humor. wzięłam z baru zimnego Lecha i wyszłam usiąść na plażę, by w samotności przysłuchiwać się spokojnemu morzu. siedziałam tak jakieś pół godziny, gdy nagle ktoś złapał mnie za ramię. z myślą , że to zapewne jakiś tutejszy podrywacz, odwróciłam się by Go spławić. za moimi plecami stałeś Ty z tequillą w ręku i czipsami. uśmiechnąłeś się, siadając koło mnie i dając mi swoją bluzę bym nie zmarzła. milczałeś , dopóki sama nie zaczęłam mówić - zawsze tak robiłeś. przegadaliśmy pół nocy , a ja byłam o niebo szczęśliwsza z myślą , że mam takiego przyjaciela.
|