własną prośbę wyszeptaną mi do ucha prosto w krwiobieg, w każdą, nawet najkrótszą i najcieńszą z moich żył; uderzy mnie wtedy w twarz za to, jak się z nią obchodzę, by nazajutrz w środku nocy, po moim powrocie z pracy, zedrzeć ze mnie spodnie, uklęknąć i wessać się we mnie; doprowadzić mnie do krzyku i ciągle jeszcze ssać; zakrztusić się mną i nadal ssać. A gdy szarpiąc ją za włosy oderwę jej głowę od moich ud wstanie, kantem dłoni otrze usta, uśmiechnie się i powie - skocz mi po jakieś żelki. I wiem już, że spędzę noc
|