w mieście, szukając otwartego sklepu z jej ulubionymi żelkami. I wiem, że jak przyjdę, ofuknie mnie, gdzie byłem tak długo, wyrzuci żelki i zaprosi do łóżka, cichym mruczeniem domagając się pieszczot delikatniejszych, niż brzoskwiniowy puszek. A gdy rano będę zbyt leniwy, by zrobić jej śniadanie obrazi się na mnie i powie, że jestem beznadziejny. I wyjdę do pracy. I gdy wrócę, nie znajdę obiadu.
|