i wtedy uświadomiłam sobie jak kiedyś było zajebiście, jak beztrosko i jak pięknie. kiedy wracałyśmy do domu nad ranem, a jeden głupi pomysł o lata świetlne wyprzedzał kolejny, gdy najbardziej na świecie liczyła się dobra zabawa, a tematy rozmów były tak banalnie schematyczne. każde święto zaczynało się naszym ulubionym winem i popcornem, a kończyło łzami na policzkach ze śmiechu i odprowadzaniem sie nawzajem do domów. problemy - nie istaniały...bo razem potrafiłyśmy każdy z nich pozbawić racji bytu. 'bo musi być źle, żeby mogło być dobrze'. i wtedy też zdałam sobie sprawę jak mi tamtych czasów cholernie brakuje. że mieć obok kogoś kto jest zawsze, bez względu na sytuację (bwns) to największe szczęście jakie można w życiu posiąść. ;/ | by n.
|