spotykamy się na ulicy. jesteśmy sami. okropne, bo nie mam gdzie uciec, gdzie się schować. jak zwykle słodko się uśmiechasz i tonem, od którego miękną mi kolana mówisz 'dzień dobry, pani'. w gardle staje mi gula, a do oczu mimowolnie ciasną się łzy. wszystko trwa sekundę. zaciskam dłonie, i zachrypniętym tonem rzucam denne 'hej'.
|