staliśmy w deszczu patrząc na siebie wrogo. miałam na sobie Twoją czarną bluzę, która sięgała mi do kolan, pamiętam twoje zapewnienia, że wyglądam w niej słodko. w Twoich brązowych oczach migotały się kurwiki, brakowało mi widoku Twojego szerokiego uśmiechu, który pozwalał mi się cieszyć przesłodkimi dołeczkami. - nienawidzę cię - syknęłam. - to dobrze, bo ja ciebie też. - oznajmiłeś groźnie i przyciągnąłeś do siebie obdarzając czułym pocałunkiem. - kretyn. - bąknęłam. - kretynka! - spojrzałeś na mnie z góry. po chwili jak na zawołanie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. uwielbiałam nasze spięcia, które kończyły się równie szybko jak ich początek.
|