są takie chwile w życiu, że chcę ukręcić sobie głowę i wystrzelić ją gdzieś, na odległą o miliard lat świetlnych orbitę. wszystko przytłacza, ciągnie do ziemi, jakbym tkwiła w zimnym jeziorze z betonowym klockiem u nogi, bezlitośnie idąc na dno. nie mogę wykonać żadnego ruchu, jakby zamurowali mnie w ścianie rzeczywistości. psychika wciąż jest narażona na żrące właściwości problemów, myśli, refleksji. nagle wszystko co do tej pory stało się wszystkim, przestaje mieć sens. wszystko blednie, staje się bez wartości. marzenia, dni, czas. jakby ktoś wszczepił do krwioobiegu zabójczą bakterię nicości, pustoszącą serce i umysł. wtedy bardziej niż kiedykolwiek potrzebne jest wyrwanie się, wyskoczenie z szarej otoczki naszego małego świata i ucieczka w inną krainę. chciałabym biec, przed siebie, gdziekolwiek, byleby nie być tutaj dłużej, ani sekundy dłużej. czasami żałuję, że z umysłu po prostu nie da się kasować wiadomości, wyrzucać do kosza jak pliki na komputerze. dajmy sobie po prostu trochę czasu.
|