mówisz, że oglądasz mnie taką codziennie. widzisz we mnie więcej, niż ja zdołałam dojrzeć przez całe moje życie. akceptujesz każdy fragment, akceptujesz całą tą dziką otoczkę, akceptujesz śmiech, łzy, bolączki, nieznośne marudzenie, mentalny mezalians, emocjonalny koncert... to wszystko zamknięte w 169cm. podoba Ci się moja nieogarnięta wulgarność stojąca dumnie przy cnotliwej wrażliwości, które przeplatają się w niezrozumiałym, oksymorońskim uścisku. głaszczesz moje serce... opuszkami palców wprawiając je w wibracje. budzisz we mnie chęć życia pełnią, wypełniania całej objętości klatki piersiowej powietrzem świeżym, z każdym wdechem nowym. nie pozwalasz mi usypiać mojej natury, nie pozwalasz mi się poddawać, nie pozwalasz stać w miejscu... wszystko co ma ciepłe brzmienie wraz z Twoim imieniem tworzy kształt serca. chcę, żeby już każdego ranka budziło mnie to spragnione spojrzenie, ten ciągły niedosyt będący w parze z radosnym spełnieniem. niczego więcej nie potrzebuję.
|